Kochin
Choc wg. rozpisanego planu podrozy mamy spedzic tu tylko jeden dzien to jednak postanawiamy zostac az trzy.
Jest tu naprawde ladnie. Mozna obejrzec tu chinskie sieci, ktore sa niczym innym jak wielkimi podrywkami oraz wieczorny targ rybny z olbrzymia iloscia gatunkow ryb oraz owocow morza. Wiele restauracji oferuje usluge tzw 'kup rybe, a my ja dla ciebie przyrzadzimy'. Warto skorzystac, bo to doskonala okazja aby sprobowac np. rekina mlota, miecznika lub barrakude za nieduze pieniadze (oczywiscie trzeba sie targowac). W koncu po pobycie w wegetarianskim Radzastanie mozemy najesc sie miesa wieprzowego, wolowego, drobiu oraz ryb (polecamy restauracje Fish'n Chips naprzeciwko bazyliki Santacruz - warto sprobowac 'garlic chicken'... mniam!! ). Potrawy tutaj sa dobrze przyprawione, lecz nie tak pikantne jak dania do jakich musielismy przywyknac w Radzastanie.
Mieszkancy Kerali roznia sie mentalnie od swych ziomkow z Radzastanu. Sa serdeczni, przyjacielscy i usmiechnieci. Poczatkowo bylismy nieufni, przyzwyczajeni do tego, ze gdy ktos cie zaczepia na ulicy to chce tobie cos sprzedac lub wyciagnac od ciebie pieniadze. Tutaj wreszcie przestalismy sie czuc jak chodzace portfele.
Nastepnego dnia wybralismy sie na trzygodzinna wycieczke lodzia po Backwaters (400 rs od osoby) wykupiona u wlascicieli naszego tymczsowego lokum. Warto sie wybrac na taka wycieczke, choc dluzsza wyprawa bylaby meczaca (oferowane sa rowniez siedmiogodzinne). Mozna obejrzec plantacje przypraw, chalupnicza wytwornie sznurka z wlokien kokosa (jest naprawde mocny) oraz podgladnac zycie ludzi zamieszkujacych nad brzegami kanalow Backwaters.
Chinskie sieci
Bazylika Santacruz
Backwaters
Fabryka sznurka z kokosa
Pieprz
Drzewo cynamonowe
Kochin
Pomimo ze jest koniec listopada to tutaj jest naprawde goraco. Przedsmak tego co nas czeka mielismy juz podczas miedzyladowania w Mumbaju - parno, duszno i goraco. Do upalow zdazylismy przywyknac, bo podczas naszego pobytu w Radzastanie caly czs swiecilo slonce, a temperatura w ciagu dnia nie spadala ponizej 30 stopni. Jednak na Kerali jest duza wilgotnosc powietrza i wysokie temperatury sa bardziej odczuwalne. Wiec w tym czasie, gdy nasi rodacy zeskrobuja szron z szyb samochodowych my przecieramy pot z czola i szukamy cienia;-)
Na nastepny dzien mamy zaplanowana wycieczke na farme sloni oraz wspolna kompiel w rzece. Pobudka wczesnie rano i juz ok 6.30 jedzimy samochodem marki Tata Ambasador wraz z wynajetym kierowca na oddalona o 2 godz drogi farme sloni.
Docieramy na miejsce. Widok niesamowity, szerokie koryto rzeki, wezbrana woda, palmy ... i 4 kapiace sie slonie. Nie zastanawiajac sie dlugo wchodze do wody i biore czynny udzial porannej toalecie tych olbrzymow. Po chwili dolacza do mnie Honoratka i przy pomocy skorupy kokosa szorujemy gruba, lecz jednoczesnie delikatna skore. To naprawde wspaniale doswiadczenie. Z czworki sloni, trzy z nich to sloniatka skore do zabawy i wyglupow. Widac ze kapiel to dla nich chyba taka sama frajda jak dla nas. Wracamy usmiechnieci i zadowoleni.
Rafal myje slonia
Ze sloniatkiem
Po poludni przeprawiamy sie promem za 2 rs na pobliska wyspe Vypeen gdzie mozna sie przechadzac wsrod domostw ludzi tam zamieszkujacych. Miejsce to zupelnie nie przypomina Indii, lecz jakas tropikalna wyspe.
Coraz bardziej nam sie tu podoba. Mozna tutaj sprobowac wielu gatunkow bananow. Malutkie banany - niewiele wieksze od kciuka sa slodziutkie. Wieksze i bardzo pekate maja delikatny kwaskawy posmak i przypominaja w smaku jablka, zas najwieksze sposrod napotkanych maja miazsz w kolorze pomaranczowym, sa dosc twarde, miesiste i o trudnym do opisania smaku - to nasz numer jeden wsrod bananow.
Zmeczeni kladziemy sie spac, jutro czeka nas podroz do Verkali - indyjskiego kurortu nad Morzem Arabskim.